sobota, 20 czerwca 2015

Idź do bani!

W bani w Pietrozawodsku.
Bania to nieodłączny element kultury rosyjskiej. Dlatego, kiedy podczas wymiany w Pietrozawodsku ktoś rzucił hasło: a może by tak pójść do bani?, poszłam z mieszanką kulturoznawczej ciekawości i ekscytacji. I jak się okazało, było to przeżycie niemalże mistyczne.
Bania to rodzaj łaźni parowej. W Rosji można spotkać banie prywatne oraz publiczne (общественная баня), które oprócz możliwości ablucji, oferują możliwość towarzyskich spotkań. Wybraliśmy publiczną, damską. Wówczas nasza grupa składała się z samych kobiet.

Kiedy dotarłyśmy na miejsce, okazało się, że została mniej niż godzina do zamknięcia. To nic, tłumaczymy pani szatniarce, nie potrzebujemy wiele czasu, jesteśmy z Polski i bardzo chciałyśmy skorzystać z bani, bo u nas czegoś takiego nie ma. To jak wy się myjecie? - zastanawiała się pani szatniarka, szczerze zdziwiona. Wanna, prysznic... nieee, to się nie liczy, to zupełnie co innego. I to ją chyba ostatecznie przekonało, żeby jednak nas wpuścić. 
Ale bania była pełna, więc musiałyśmy czekać, aż ktoś wyjdzie, żeby wskoczyć na jego, a właściwie na jej miejsce. Kobiety wychodziły pojedynczo, więc i my wchodziłyśmy jedna po drugiej, przed wejściem zastanawiając się nad higienicznym aspektem miejsca (nie pamiętam, żeby któraś z nas miała ze sobą klapki) oraz tym, jak ominąć kwestię nagości. Zdecydowałyśmy się, że wejdziemy w ręcznikach. Jednak, jak się później okazało, nie był to taki dobry pomysł.

Temperatura panująca w bani sprawiała, że wszystko co się miało na sobie, rozgrzewało się i parzyło. Pierścionki i łańcuszki trzeba było zdjąć jak najszybciej, bo przypiekały jak rozgrzane żelazo. Ręcznik również przeszkadzał, można było najwyżej na nim usiąść. Oprócz naszej grupki, w bani były same starsze kobiety, które miały ubaw z baniowych żółtodziobów z Polski i uprzejmie pokazały nam co do czego.
Cały seans polegał na tym, żeby najpierw wyparzyć się w pomieszczeniu z rozgrzanymi kamieniami (tam starsze panie równie uprzejmie wychłostały nas pęczkami gałązek - to poprawia krążenie), a potem, kiedy już nie można wytrzymać, wyjść do pomieszczenia obok i oblać się zimną wodą z miski (lub prysznica). Po schłodzeniu ciała, można było wrócić do parzenia i powtórzyć rytuał.

Kilka gwałtownych zmian temperatury później, pożegnawszy się z panią szatniarką, wyszłyśmy z bani, czyste, ze skórą gładką jak pupa niemowlaka i dobrym humorem. Krew szybciej krążyła w żyłach, zapewne dzięki chłoście i choć na zewnątrz było kilkanaście stopni, było nam ciepło. Mimo chodzenia bez klapek nikt nie nabawił się grzybicy stóp. 

Wizytę w bani polecam z czystym sumieniem (dosłownie i w przenośni), szczególnie osobom przebywającym w rejonach, w których klimat jest raczej surowy. Oczyszcza, hartuje, wprawia w dobry nastrój. A więc: idźcie do bani!

Идите в баню :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz